Wywiad z Marianem Barnasiem

MARIAN BARNAŚ- pierwszy Kierownik Szkoły podstawowej nr 2 im. Hugona Kołłątaja, powstałej w roku 1966.

Wywiad przeprowadzili uczniowie Publicznego Gimnazjum w Czarnkowie, należący do Koła Dziennikarskiego z okazji zbliżającego się 50-lecia budynku, w którym funkcjonowały obie jednostki oświatowe.

 

Grzegorz Staniszewski: Moi drodzy, gościmy dzisiaj w szkole niezwykłego człowieka i mówię to z pełną  świadomością. Człowieka, który dla oświaty czarnkowskiej i powiatu czarnkowskiego zrobił bardzo wiele. Jak dużo i co to było, to pewnie pan wam opowie, albo odpowie na wasze pytania. Pomysłodawczyniami tego spotkania są panie Izabela Skrzypczak-Szutowicz – opiekun biblioteki i pani  Beata Cybel, która uczy języka niemieckiego. Panie wymyśliły, że w przyszłym roku,  z tego powodu, że będzie 50-lecie tego  budynku, który zawsze był szkołą, czyli 50 lat temu pierwsze dzieci przyszły do szkoły. I to jest zasługa naszego gościa. Nasz gość to pan Marian Barnaś. Mogę jeszcze dodać, że w 1981 pan Marian Barnaś przyjmował mnie do pracy w szkole, wtedy Szkole Podstawowej nr 2 i tak do dzisiaj w tym budynku jestem i  pewnie będzie pora niedługo też odejść.

Marian Barnaś: Chciał uciekać potem do liceum, bo fizyk  z wykształcenia i muzyk a był potrzebny muzyk tu, w tej szkole i dlatego starałem się przekonać pana dyrektora, żeby został…

G.S.: …i krakowskim targiem byłem trochę tu, trochę w liceum, ale w końcu zostałem tutaj na zawsze. Ja mam tyle. Dziewczyny, czy chcecie coś uzupełnić?

Beata Cybel: Chcemy tylko powiedzieć, że w związku z tym, że zbliża się 50. rocznica, wymyśliłyśmy, że na stronie internetowej szkoły powstanie  historia  szkoły, bo to jest też nasza historia. My też byłyśmy kiedyś uczennicami tu w tej szkole, a w tej chwili nauczycielkami jesteśmy, także role trochę się zmieniły. Chcemy dotrzeć do korzeni i docieramy do osoby, która była tutaj pierwszym dyrektorem, później był pan Barnaś nauczycielem i właśnie od niego możemy się wiele dowiedzieć.

G.S.: Chciałbym dodać, że powstaje takie kółeczko: pan Marian zatrudniał mnie, ja uczyłem te dziewczyny. Pani Beata do dzisiaj nie może mi zapomnieć  pewnych rzeczy z jednego z przedmiotów i do dzisiaj mi to wypomina. [śmiech]

M.B.: To już tak bywa, tak bywa.

G.S.: To ja was zostawiam, a po rozmowie zapraszam do mojego gabinetu.

M.B.: W godnych rękach.

G.S.: Tak, w godnych rękach. Życzę udanego spotkania. Pytajcie o wszystko. Naprawdę to jest skarbnica wiedzy oświatowej na naszym czarnkowskim terenie.

M.B.: Proszę nie przesadzać, bo czasem mnie zagną i co wtedy?

G.S.: Myślę, że nie przesadzam.

Sebastian Szaterski: To może ja na wstępie przedstawię: Ja jestem Sebastian Szaterski  a to jest Kółko Dziennikarskie: Marysia Leszczyńska, Agata Szpotek, Gosia Niżyńska, Maja Żyła, Agata Jeziorna i Katarzyna Stułka. My jesteśmy grupą kółka redakcyjnego.

M.B.: Tak słuchałem nazwisk i niektóre powtarzają się, z którymi się zetknąłem kiedyś, może byli to rodzice, może dziadkowie, te nazwiska się powtarzają. Teraz słucham. Co byście chcieli ode mnie wiedzieć?

Maria Leszczyńska: To może ja zacznę. Wiemy, że budynek ma 50 lat i że jest tutaj teraz gimnazjum. A co było wcześniej?

M.B.: Tutaj był plac targowy. Tu odbywały się targi końmi, krowami, bo jarmark odbywał się tam mniej więcej, gdzie jest obecnie. Tu odbywały się targi zwierząt. Pamiętam jeszcze jak na tym placu, kiedyś przyjechał cyrk do Czarnkowa i rozstawiono namiot cyrkowy. Cały Czarnków zszedł się do cyrku, a było to przed burzą i zwierzęta się zbuntowały i zaczęły się źle zachowywać i przerwano spektakl. Stąd zapamiętałem to miejsce, w którym potem powstała szkoła. Muszę przyznać, że kiedy tę szkołę budowano, to nie byłem specjalnie zainteresowany, bo zaczynałem nauczanie w Czarnkowie, w liceum i mimo, że jestem historykiem, to uczyłem geografii [śmiech]. Zaczynałem jako nauczyciel w Wolsztynie, w niższym seminarium, organizowanym przez Diecezję Poznańską i po 2 tygodniach władze Kuratorium Poznańskiego przyjechały rozwiązać to seminarium. […] Rozwiązano to seminarium a władze zaproponowały, czy chcę pracować  w państwowej oświacie. No i co miałem zrobić?! Na drugi dzień pojechałem do Poznania  do Kuratorium i akurat napatoczył się dyrektor z Czarnkowa i potrzebował nauczyciela do liceum. Myślałem, że historyka a okazało się że mam uczyć geografii, bo historyk już był. Pierwszy rok uczyłem w LO czarnkowskim, byłem wychowawcą. […]

Z tych co zaczynali pracę, to jednego będziecie znać pan [Edward] Skawiński. On był nauczycielem od początku w tej szkole. Zapamiętałem go, bo jak wyposażaliśmy tę szkołę, to meble już w czasie budowy szkoły były już przywożone i składowane w starym budynku Domu Kultury. Składano na kupę. Ja byłem przerażony. Kupa mebli pod sufit. Pan Skawiński wchodził na górę tych mebli, rodzice zabierali na przyczepy i przewożono je do szkoły. Ja byłem tam i odbierałem te meble a  wyposażała klasy pani zastępca dyrektora szkoły pani Cieślak. A jak doszło do powstania szkoły?! Od tego trzeba było zacząć! Po pierwsze: Było hasło „Tysiąc szkół na tysiąclecie”, ale wydaje mi się, że w Czarnkowie wynikało to z potrzeb miasta, dlatego, że miasto się rozbudowywało. W tym czasie, kiedy budowano tę szkołę, powstawały „Płyty Pilśniowe” jako jeden, chyba nadal największy zakład pracy a więc nowi ludzie. Powstawał drugi duży zakład „Meblomor”. Tam wcześniej był tartak. Ja pamiętam, bo mieszkałem przy sali gimnastycznej  liceum. Z okiem patrzyłem na tę dużą bramę i co tydzień ta brama była rozwalana, bo wwożono te długie drągi, którymi zahaczano i ta brama była zawsze zepsuta. A kiedy powstał zakład, to mówię „wreszcie będzie porządek, przynajmniej brama będzie cała”. [śmiech] Dlatego trzeba było budować szkolę, bo w tamtym budynku już się nie mieściła młodzież. Kiedy ja przyszedłem do Czarnkowa w 1960 roku, to Czarnków liczył ok. 6.000 mieszkańców. A dzisiaj jest ok. 12 000. Jak teraz obserwuję, to ludzie wolą budować w okolicy, bo taniej się buduje a z dojazdem nie jest problem. Szkoła ta była budowana na 540 dzieci a jak zaczynaliśmy, to było 700. Uczyliśmy na 2 zmiany a klasy były liczne, ponad 30 os. Najgorzej było z salą gimnastyczną. Trudno było ułożyć plan. W lecie było boisko a w zimie była jedna sala gimnastyczna. Chciano w pewnym momencie dobudować salę i miały to zrobić Zakłady Płyt Pilśniowych. Od początku byli oni zakładem opiekuńczym. Byli młodzi inżynierowie, którzy korzystali wieczorami z sali sportowej i oni właśnie tworzyli taką atmosferę, żeby wybudować, ale władze nie chciały się zgodzić. Była taka tendencja, jak budowano tę szkołę, spotkałem się z władzami kuratorium poznańskiego  i pytałem dlaczego się buduje taką mała salę, niewymiarową. Odpowiedź była „żeby się nie pchały kluby sportowe”. Ale przecież o to chodzi, aby kluby przejmowały tę młodzież i dalej rozwijały tam talenty, bo przecież wśród was jest wiele talentów sportowych i kto to może zrobić? No kluby! I tak powinno być, ale niektórzy myśleli inaczej. Jeszcze jedno. Jak zaczynałem pracę w tej szkole, to chciałem powiedzieć z zaskoczenia. Dlaczego? […] Jak przyjechałem [z wakacji] i dowiedziałem się, że mam przejąć tę szkołę, to byłem przerażony. No, ale co miałem zrobić?! Musiałem się podjąć tego zadania. Całe szczęście miałem wielu naprawdę oddanych nauczycieli i rodziców i zakład opiekuńczy i w takiej dobrej atmosferze tworzyliśmy nową placówkę oświatową, tę szkołę, macie na niej tablicę „Pomnik Tysiąclecia”. Patrzyłem na tę tablicę i te okna i jak wszedłem do środka, to tu ładnie wygląda, ale na zewnątrz, to nie za bardzo. […] Teraz wy pytajcie.

Katarzyna Stułka: Dlaczego właśnie w tym miejscu zdecydowano się wybudować szkołę?

M.B.: No dlatego, że Czarnków nie miał zbyt dużo wolnego miejsca. A tu, jak mówiłem był ten plac targowy, z którego zrezygnowano. Brano też pod uwagę odległość od starej szkoły, aby stworzyć rejon oświatowy, szkolny, tym bardziej, że już wtedy przewidywano budowę osiedla Parkowego. Wiem, że dokładnie odległość między tą szkołą, a tamtą… No zgadnijcie, ile jest metrów?

Julia Dymek: Tysiąc?

M.B.: Nie. Osiemset metrów, dokładnie osiemset metrów jest od szkoły do szkoły. No bo brano to pod uwagę, bo rejon na przykład kończył się tu, zaraz za liceum… niech to teraz ulica… jak tam zaraz jest rondo. No i tam się kończył rejon tej, a tam to całe śródmieście było… Dlaczego tu było więcej młodzieży? Dlatego, że tutaj osiedlały się młode rodziny, młodzi ludzie. I oczywiście były dzieci. No i dlatego właśnie tutaj powstawała ta szkoła i ta rejonizacja taka była. Tu jeszcze początkowo, do tej szkoły, przychodziły dzieci z Dębego. Dębe… ale po czwartej klasie, do piątej.  Bo tam było jeden-cztery w Dębem, no i… i tego. A zaraz… teraz nie wiem, jak było z Pianówką… ale dużo dzieci z Pianówki też przychodziło tu, bo tak to oni musieli dojeżdżać chyba do Krucza, także tam…

Renata Barnaś: A pierwszego września nie otworzyli szkoły?

M.B.: Nie, nie otworzono szkoły. Dlaczego? To była cała kołomyja z tym i bardzo byłem po prostu zdenerwowany tym, bo, [mmm…] wykonawca nie zdążył. Po prostu nie zdążył skończyć wszystkich robót. Pierwszego września to robiono posadzki tu, na dole.

K.S.: Ile było na to czasu?

M.B.: No, zaraz powiem [śmiech grupy], zaraz powiem. Pierwszego września rozpoczynamy rok szkolny, gdzie? W tamtej szkole, po południu. Pamiętam, otwierałem na boisku tamtym, zresztą, dzisiaj to boisko wygląda zupełnie inaczej. Zebrała się młodzież z tego rejonu i oczywiście zaczynałem rok szkolny pierwszego września. I popołudniami żeśmy uczyli w tamtej szkole, a do południa, przed południem,  żeśmy przewozili już meble z domu kultury, żeby tu wyposażać. A oni tu ciągle, kończyli po prostu tą posadzkę, dlatego ta posadzka przez pierwsze lata się kruszyła. Jak sprzątaczki zamiatały, to były tumany kurzu. I potem myśmy szukali rozwiązania, co zrobić, żeby uniknąć po prostu tych tumanów, właśnie na parterze szczególnie… Bo oblewano olejem trociny i tymi trocinami posypywano posadzkę i zamiatano po prostu i w ten sposób jakoś tam oliwiono ten… mmm… tą posadzkę. Po latach jakoś przestała się kruszyć i zakonserwowała się. A potem jeszcze dociekałem: dlaczego? Okazało się, że nie było tej proporcji cementu, jaka być powinna. Dlatego, że cały wagon cementu został zakopany na boisku. Dlaczego? Dlatego, że przywieziono wagony. Wagony, bo wtedy przychodziły yyy… materiał budowlany. Przywieziono po prostu cement, złożono na boisku, a w nocy przyszła burza. I ten cement zmókł,  oczywiście, zbrylował się. No więc, jak zabrakło cementu, no to dano do tej posadzki mniej i potem posadzka się kruszyła. No takie to był sprawy, ale ja wiem, co pan miał na myśli, ze jak budowano to i trochę tam niektórzy też… […] …skorzystali z tego. No, ale to już tak było chyba i jest nadal. Mmm… W każdym bądź razie tu żeśmy rozpoczęli w tym budynku naukę dokładnie 17 września. 17 września żeśmy rozpoczęli już w tym budynku. Dalej. No bo… ach, jeszcze w ogóle to były kołomyje, bo jak odbieraliśmy ten budynek, bo był odebrany w sierpniu! I trzeba było odebrać i podpisać! Ja nie chciałem podpisywać tego odbioru, no bo jak? Nieskończone, a ja mam odebrać, że skończone? I jeszcze oni chcieli ocenę dobrą. Ja mówię, no jak tak, nie mieściło mi się w głowie. Potem mnie wzięli, zaczęto mi tłumaczyć, że przecież to dla dobra robotników, którzy budowali tutaj tą szkołę, bo jak będzie w terminie i będzie ocena, to oni dostaną premię. No i teraz co: pozbawić premii tych ludzi? Za ciężką pracę? Nie no, dzisiaj to bym wiedział, ale tak bym niewiele zrobił, bo i oporu i tak nie było, to i tak miałem drugi przykład, jak odbierałem szkołę zawodową, podobna sytuacja była. Na przykład tu żeśmy, …yyy, chodzili potem i odbierali tą szkołę, to był już tak zwany „drugi odbiór”, to pamiętam, były 72 usterki (chichot grupy). No i oni, yyy, chcą ocenę dobrą, mówię, „no jak no”, „ale co to jest, my wszystko naprawimy, to wszystko zrobimy”. No, no i co? Trzeba było im dać ocenę dobrą, żeby dostali premię, no. No trzeba powiedzieć, że tutaj bardzo był oddany przy tej budowie szkoły, bardzo zacny człowiek, pan Harry Grun, on był po prostu takim budowlańcem, który nadzorował, nadzorował budowę tej szkoły. Jego żona była później tutaj zastępcą dyrektora, pani Teresa Grun. Tak, fizyki uczyła. No, to tyle, proszę, pytajcie. Zaspokoiłem?

Wszyscy: Tak! [śmiech]

M.B.: No, proszę, słucham.

Maria Żyła: To ile ogólnie trwała budowa tego budynku?

M.B.: Boże, żebym ja to wiedział… [śmiechy]. No w 66’ była oddana, no gdzieś 3 lata chyba. No chyba dlatego 66’, ja tu przyszedłem w 60’, to jeszcze w ogóle nie było mowy o szkole, no a potem… mmm… pierwszy rok tu w liceum, drugi rok w liceum w Trzciance, dojeżdżałem, no i potem wróciłem do szkoły podstawowej, bo tutaj byli tacy państwo Fiałkowscy, nie wiem, czy żeście słyszeli, oni uczyli w liceum, bardzo dobrzy matematycy. […] No i zdecydowałem się zostać i uczyłem w szkole podstawowej i przestałem dojeżdżać do Trzcianki. […] Ale muszę powiedzieć, że ten trzcianecki okres pamiętam i mile wspominam, bo taki fajny był dyrektor, pamiętam, że jak powiedziałem, że, że odchodzę, to bardzo żałował i mówi, że, że  jak będzie mi źle, to zawsze mogę wracać o Trzcianki. Co było właśnie ciekawe w Trzciance, że spotkałem się z młodzieżą taką bardzo mieszaną. Tam było właśnie bardzo dużo młodzieży ze wschodu, tam, eee, nawet wyglądem po prostu różniła się ta młodzież. Bardzo fajna była młodzież, no, zresztą, ja zawsze lubiłem młodych ludzi. Proszę, słucham.

J.D.: To może ja… Jak pan wspomina pracę z młodzieżą i to, kiedy był pan wychowawcą swoich uczniów?

M.B.: No… Muszę powiedzieć tak: bo tu w tej szkole nie byłem wychowawcą; od początku byłem dyrektorem, no to dyrektor nigdy wychowawcą nie jest. A byłem wychowawcą w liceum i w Trzciance w liceum… bo potem zaraz jak tutaj uczyłem… tak, byłem też w tej szkole podstawowej wychowawcą. No, muszę powiedzieć… I potem byłem wychowawcą już jak byłem na emeryturze w Lubaszu w tej szkole prywatnej. No muszę powiedzieć, że bardzo miło wspominam, nie wiem, młodzież po prostu miała jakieś zaufanie i z takimi nieraz bardzo osobistymi sprawami do mnie przychodziła i próbowaliśmy rozwiązać razem, nawet takie ideologiczne, nieraz no miałem kłopoty, trudności. Proszę, słucham młodzieży.

Agata Szpotek: A jaki był taki najtrudniejszy problem, z którym przyszli do pana uczniowie?

M.B.: Oj, no oni tych problemów to mieli zawsze dużo… I trudne problemy, powiedziałbym, natury ideologicznej chyba. Jak do mnie przyszedł i zapytał: „panie profesorze, no, czy jest Bóg, czy nie ma?” (śmiechy).  No to teraz co ja bym wam mógł odpowiedzieć? Ja, wierzący, powiedziałbym „tak”, ale ty musisz też uwierzyć, że tak, prawda? A ten niewierzący by powiedział;  „no co ten dyrektor tam opowiada”. No widzicie, takie są dylematy.  I to są bardzo trudne dylematy.[…]

R.B.: A historia nadania imienia szkoły?

M.B.: A to była dość ciekawa sprawa. Aby nadać imię szkole, to był wykaz bohaterów, których można było wybrać i nikogo innego. I tak lecę po tej liście i patrzę, Świerczewscy, Lenin, Stalina nie było już, no i patrzę, że jest Hugo Kołłątaj. I mówię, wybiorę tego, ale zaraz mnie zahaczą, że ja KUL-owiec wybrałem Kołłątaja a nie bohatera  komunistycznego. I przeszło i były „Kołłątajki” i pasowało, ale z pewną obawą i bojaźnią wybierałem to właśnie imię tej szkole. Akceptacja była pełna grona, nikt nie oponował i rodzice też zaakceptowali.[…]

S.Sz.: Jakieś zdjęcia widzę…

M.B.:  A to widzę, że to synowa mi podebrała.

(oglądają zdjęcia)

Izabela Skrzypczak-Szutowicz: Czy uczniowie chodzili w mundurkach?

M.B.: Nie. Ale przyjęte było, że na koniec roku wymagane były białe koszulki i bluzki.

K.S.: Jakie wymiany międzynarodowe były?

M.B.: do Bułgarii do NRD. W NRD mieliśmy nawiązany kontakt ze szkołą i dyrektor Heinz Blase, to nawet później do nas przyjeżdżał.

R.B.: Ale spało się w szkole na materacach w klasach. A w łączniku były szatnie i prysznice.

I.S.-Sz.: A widzieliśmy w kronikach, że w szkole działał chór.

M.B.: Tak i był zespół mandolinistów. Prowadził pan Cholewo. To był zespół mieszany, liczący około 50 uczniów. Pan Cholewo, nauczyciel muzyki, to był wariat, to był taki pasjonat muzyki. A muzyki uczyli jeszcze pan Władek i Michał Górzni.

I.S.-Sz.: A czytaliśmy, że muzykę hymnu szkoły napisał pan Górzy.

M.B.: Tak. Zgadza się. A bardzo ich ceniłem, bo oni tworzyli zespół „Kantyleny” a on powstawał w tej szkole. Pamiętam, jak dostaliśmy organy. Było to wielkie wydarzenie dla szkoły, bo nie było tak łatwo, bo trzeba było mieć pieniądze. A ja miałem znajomego w kuratorium od finansów. Dzięki nam powstał blok w Czarnkowie dla nauczycieli. 12 mieszkań.[…] I dzięki znajomościom z tym panem z kuratorium wybudowano budynek, w którym jest kino przy Domu Kultury. Bo jak żeśmy robili remont Domu Kultury, to remont tego starego budynku. Tego, który istniał. Ale aż się prosiło, żeby wybudować jakąś salę widowiskową, bo ten stary dom… tam nie było, tam za mało było miejsca, żeby była sala widowiskowa. No i teraz, jadę do tego mojego znajomego  i mówię:  „Słuchaj Edward, jakżeby to wybudować, powiększyć tam?”, mówi: „na kulturę ja pieniędzy nie mam, ja mam tylko na oświatę”. No to mówię: „no to co, myśl cholera, co to”. Na to on mówi: „wiesz co? Wybuduj świetlicę dla młodzieży dojeżdżającej do szkół”. A wtedy było dużo młodzieży dojeżdżającej. I żeśmy to budowali jako świetlicę dla młodzieży dojeżdżającej do szkół. A było dużo dojeżdżających. […]

S.Sz.: A był już pan w tym nowym kinie?

M.B.: Właśnie, że nie. […] Także zawsze pamiętajcie, ważną rzeczą jest mieć argumenty. I to takie nieraz, że człowiek jest zaskakiwany i trzeba natychmiast reagować.

S.Sz.: Na gorąco.

M.B.: Tak, tak. Także jesteście bystrzy, dacie radę, zespół redakcyjny, nie? No jak.

S.Sz.: Młodzież to na wszystko teraz ma argumenty…

M.B.: Tak tak, nawet na te złe rzeczy też… (śmiech) wymówki. Eee… tak było i tak jest, zawsze tak będzie. Młodzi ludzie wnosili postęp. Nie? Mówimy: życie idzie wraz z postępem. No kto, kto jest motorem działania? Młodzież. Dzisiaj na przykład się mówi w partiach, jak czytacie, czy gdzieś słuchacie, że trzeba odmłodzić tam tych wszystkich naczelnych ten tego. Zgadzam się z tym absolutnie, młodzi ludzie zupełnie inaczej patrzą na pewne sprawy, my też inaczej, starzy. I nieraz nam, starszym jest trudno zrozumieć was, a wy z kolei mówicie: „co za dziwaki z tych starych”, no.

I.S.-Sz.: A jeszcze zapytam o języki obce. Czy tylko język rosyjski, bo za moich czasów tak.

M.B.: Tak, tylko język rosyjski był, bo powiem wam szczerze, że niełatwo było wtedy o nauczycieli innych języków. Wiem, że nawet w liceum były kłopoty ze znalezieniem. Dzisiaj to, to wszyscy są zainteresowani nauką języków, szczególnie zachodnich, zachodnioeuropejskich, czy innych. […] Ciężkie, ale ciekawe. Ja to tak wspominam, ale chyba już was tu zanudziłem.

S.Sz.: Niee, dlaczego? Fajnie tak czasem posłuchać.

Leszek Molski: A jeśli nikt nie ma, to ja mam pytanie jeszcze dotyczące szkoły podstawowej nr 2 o sport, bo tu bardzo mocno się sport rozwijał.

M.B.: Tak, tu była drużyna piłki ręcznej nie do pokonania. To były chłopy takie w siódmej klasie jak pan [Leszek Molski], a wysportowani, że tu w województwie poznańskim nie było drużyny, która by ich pokonała. A tu uczyła dziewczynki pani Rybus a potem pani Małecka. Jak to jest w tej piłce w koszykówce: z wyskoku – jest coś takiego?

L.M.: Jest.

M.B.: No to wszyscy to robili elegancko.

K.S.: Ale w piłce ręcznej?

M.B.: W piłce ręcznej i w koszykówce.

L.M.: To dwutakt w koszykówce, w piłce ręcznej tam do linii. […] I jeszcze w piłce nożnej drużyna zajęła 6. miejsce w Polsce.

M.B.: Tak. Takim pasjonatem był pan [Edward] Skawiński, no też pasjonatką była pani Małecka, tylko ona dziewczynki miała, no a potem było ich już więcej tych wuefistów, nie?  

[…] Tu jeszcze z tych żyjących, no nie wiem… Pani [Barbara] Skawińska, żona pana Skawińskiego.

L.M.: Tak, ona uczyła matematyki w gimnazjum jeszcze. A w-f jeszcze pani Irena Prelwic [Pertek po mężu], która, dyrektorką była w „Trójce” jak był remont. […]

S.Sz.: Najciekawsze informacje wyciągnęliśmy.

M.B.: Jeżeli chodzi o naukę, […] nauczyciel musi być dobrym psychologiem, żeby was zrozumieć. Bo wy jesteście wielką zagadką, ale ciekawą. Kiedy byłem już inspektorem i musiałem zdać sprawozdanie z oświaty w powiecie. I jeden z członków egzekutywy pyta „dlaczego tyle nauczycieli wychowuje młodzież i tak mały postęp wpajania socjalizmu jest”? Drugi członek podobne pytania A ja mówię „Jak towarzysze wiedzą, podstawowe pojęcie socjalizmu jest, że byt określa świadomość. A wiecie towarzysze, że nauczyciele zarabiają bardzo słabo. A wobec tego ich byt jest taki jaki jest i taka ich świadomość. Ten sekretarz młody i mądry facet zaraz zrobił przerwę. A w przerwie przyszli ci panowie i się tłumaczą, dlaczego zadali to pytanie. A ja mówię „po przerwie powiedzcie, to co mi mówicie. Ale już nie powiedzieli. Tak było z nauczaniem języka rosyjskiego. Wszyscy się uczyli i bukwy nie znali.

I.S.-Sz.: Czy są jeszcze pytania? Nie macie pytań. Dziękujemy bardzo za rozmowę.

M.B.: Byli cierpliwi i wysłuchali, a ja muszę powiedzieć, że odżyłem miedzy wami.

 

Wywiad ten został przeredagowany na potrzeby niniejszego informatora okolicznościowego.
Z całym zapisem spotkania można się zapoznać w linku poniżej.

P1110493

P1110497            P1110500

Wywiad z Marianem Barnasiem