Janina Szrama – Dziedzic

 

Z krainy wspomnień

Nie sposób w jednej narracji uwzględnić wszystkich aspektów mojej 35-letniej pracy w szkole. Skupię się więc na niektórych wydarzeniach i epizodach, które dla mnie miały szczególną wartość i przyniosły mi osobistą satysfakcję.

Pracę w przysłowiowej „dwójce” rozpoczęłam jako polonistka w 1968 roku, po ukończeniu Studium Nauczycielskiego w Poznaniu, potem podjęłam studia historyczne na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza i zaczęłam równocześnie uczyć historii. Zaowocowało to sukcesami w jednej i drugiej specjalności, a co najważniejsze, zacieśniło kontakt z młodzieżą, bo często w jednej klasie uczyłam obydwu przedmiotów.

Zawsze jednak moja pasją była literatura, poezja, teatr i film, co przy moich predyspozycjach i umiejętnościach łatwo było realizować na lekcjach języka polskiego, historii i kółkach przedmiotowych.

Początki pracy z młodzieżą, mimo wszechstronnego przygotowania dydaktycznego, metodycznego i wychowawczego, wcale nie były łatwe. Sympatyczne grono pedagogiczne i wyrozumiały dyrektor szkoły, Marian Barnaś, nie gwarantowały sukcesu i trzeba było sobie samemu wypracować odpowiednie metody pracy. Pierwszą moją klasę, której zostałam wychowawczynią, była VII C, która nieźle dała mi w kość, ale jednocześnie zweryfikowała moje dotychczasowe podejście wobec młodzieży.

Później było już coraz lepiej i przez cały okres pracy zawodowej, zawsze miałam klasę. Kto jej nie miał, był jak „szewc bez butów” lub „żołnierz bez munduru”. Dobre wychowawstwo gwarantowała ścisła współpraca z rodzicami. Była ona realizowana na bieżąco, ale prawdziwym świętem szkoły były wywiadówki. Rodzice chętnie na nie przychodzili, by osobiście dowiedzieć się o postępach w nauce i zachowaniu się swoich pociech. Serce rosło, gdy widziało się szczelnie wypełnioną salę rodzicami, którym zależało na dobru dziecka i bardzo cenili sobie wskazówki nauczycieli, których wtedy doceniali, i szanowali.

W moich wspomnieniach zawsze będzie obecny nieodżałowany ś.p. Jan Starczewski, który na krótko został drugim z kolei dyrektorem szkoły, a zginął tragicznie w wypadku samochodowym, razem z moim kolegą Darkiem Ganią. Szczegóły wypadku były ogólnie znane całej społeczności czarnkowskiej. Planował on utworzenie szkoły o profilu sportowym i w tym fatalnym dniu jechał do Kuratorium w Poznaniu.

Był mi szczególnie bliski, ponieważ w szkole podstawowej w Młynkowie uczył mnie matematyki i wychowania fizycznego. Świetnie nas przygotował do gry w piłkę ręczną, bo na zawodach powiatowych, jako zawodniczki z małej wioski, zdobyłyśmy I miejsce. Był to rok 1962.

Nie spodziewałam się, że po paru latach mój nauczyciel z podstawówki będzie dyrektorem dużej, nowoczesnej szkoły. Współpracowało się z nim znakomicie, był wyrazisty i konsekwentny w swoich dążeniach. Podczas pokazowej lekcji języka polskiego, którą prowadziłam dla nauczycieli innych szkół, swoją błyskawiczną reakcją na zbyt rozgadane towarzystwo, wprowadził je w konsternację i osłupienie. Doceniał i poświęcenie nauczyciela, i domagał się tego samego od innych. Cieszę się, że zaistniał, choć na krótko, w moim życiu.

Wśród wielu klas, których byłam opiekunem, najbardziej zapamiętałam młodzież rocznika stanu wojennego.

Była to klasa integracyjna, którą prowadziłam przez cztery lata. Uczęszczały do niej dzieci z różnych środowisk społecznych i intelektualnych. Przyjaźń, odpowiedzialność, pomoc koleżeńska- to cechy, którymi imponowali. Postępowali zgodnie z zasadą „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Nikt w tej klasie nie był sam ze swoimi problemami, bo nie brakowało chętnych do pomocy. Przyjemnie było pracować z takim zespołem, tym bardziej, że była to klasa uzdolniona artystycznie i chętnie występowała na różnych imprezach szkolnych i środowiskowych, apelach i konkursach.

Moi uczniowie z tej klasy zajęli I miejsce w Wojewódzkim Konkursie Wiedzy o Życiu i Twórczości A. Mickiewicza, w związku z jego pobytem po upadku powstania listopadowego w Wielkopolsce. Prócz wszechstronnej wiedzy merytorycznej o wieszczu, musieliśmy wystawić fragment jednego z jego utworów i wcielić się w  aktorów. Wybraliśmy urywek z poematu „Grażyna”, napisaliśmy scenariusz i wyszło znakomicie. Ci, którzy nie grali, włączyli się w wykonywanie rekwizytów potrzebnych do przedstawienia. Nawet pani dyrektor Maria Latuszek osobiście przywiozła z Goraju skórę z dzika, ja zaś poświęciłam na ten szczytny cel zasłony okienne. Warto było jednak, bo zwycięstwo przyszło niespodziewanie, chociaż zasłużenie i dlatego było ono tak niezwykle cenne.

Nieodłącznym elementem mojej pracy w szkole było harcerstwo. Najpierw założyłam i prowadziłam drużynę harcerską im. Szarych Szeregów, a później zostałam Komendantem Szczepu Harcerskiego przy Szkole Podstawowej nr 2. Była to organizacja, która kultywowała rocznice państwowe, opiekowała się grobami poległych żołnierzy i bohaterów narodowych, ale jednocześnie kształciła charaktery, uczyła samodzielności i wytrwałości na zbiórkach, biwakach, rajdach i obozach. Pobierowo, Tuczno, Inowrocław, Gniewomierz – to tylko niektóre miejscowości, do których wyjeżdżałam z harcerzami jako instruktorka. Harcerstwo w szkole rozpadło się po transformacji ustrojowej, choć nie musiało się tak stać, bo sięga przecież czasów międzywojennych, ale racje polityczne zwykle wypierają zdrowy rozsądek. Wielu uczniów namawiało mnie do ponownego utworzenia drużyny harcerskiej, ale nie chciałam zaczynać wszystkiego od początku ze względu na brak czasu i nowe ważne zadania.

35 lat pracy w Szkole Podstawowej nr 2 minęło w okamgnieniu, jak „z bicza trzasł”.

Mam nadzieję, że z pożytkiem dla moich uczniów i wychowanków, których serdecznie pozdrawiam, życząc sukcesów w spełnianiu celów, marzeń i dążeń.

 

Janina Dziedzic

5 001